Narciarzy do zimowych wyjazdów do Szwajcarii nie trzeba specjalnie zachęcać – setki kilometrów świetnie przygotowanych tras, rozbudowana infrastruktura oraz dobre połączenia drogowe i lotnicze czynią ten kierunek jednym z bardziej atrakcyjnych. Na szczęście dla członków rodzin narciarzy, którzy nie są fanami narciarstwa, Szwajcaria oferuje całą gamę rozrywek, od termalnego relaksu w gorących źródłach po ekstremalną jazdę na sankach czy wspinaczkę po lodowych skałach.
Śnieżnobiałe szaleństwo
W Szwajcarii białe szaleństwo ma wiele odmian. Choćby ostatni krzyk mody: snowkiting. Można go uprawiać w wielu miejscach, ale jedno z najbardziej niezwykłych znajduje się w Leukerbad. Na zamarzniętym jeziorze Daubensee przygotowano bezpieczną przestrzeń, która umożliwia uprawianie tego sportu początkującym i zaawansowanym snowkiterom. Wersja dla nielubiących nart to paralotnie. Na ośnieżone szczyty można spoglądać prawie z góry. W Champery np. razem z instruktorem leci się nad tym urokliwym miasteczkiem, położonym w cieniu majestatycznych Zębów Południa a przy dobrej pogodzie można dostrzec Mont Blanc.
Ci, którzy z lekką wyniosłością spoglądają na jazdę na sankach, uważając to za rozrywkę, z której dawno już wyrośli, po przejażdżkach na szwajcarskich torach diametralnie zmienią swą opinię. To bardzo popularny rodzaj aktywności na śniegu, dostarczający nierzadko ekstremalnych doznań. Przygotowane zjazdy mają często wiele kilometrów. Adrenaliny dodaje fakt, że często organizowane są późnym wieczorem, a pokonywanie tras odbywa się z pochodniami. Są również przygotowane tory saneczkowe i to jakie!…. Tor Pradaschier w Churwalden (okolice Lenzerheide) – dzięki długości 3100 m jest najdłuższym torem saneczkowym w Europie (3,1 km). W Preda–Bergün tor jest oświetlony, w Les Diablerets trasa ma 7,5 km, a w organizowanych nocnych zjazdach na półmetku czeka pit stop z grzanym winem. W Grindelwaldzie z miasteczka wjeżdża się na start pociągiem. A potem szaleńcza jazda, czasem przy świetle księżyca, trasą o długości – bagatela – 15 km…
Za mało adrenaliny? Spróbujcie jazdy na snowbike’u, czyli rowerze na płozach. Albo airbordu. To jazda głową w dół na czymś w rodzaju materaca z uchwytami. Specjalne airbodowe trasy wytyczono w kilkunastu ośrodkach, np. w Savognin, ale także w położonych niedaleko słynnych Davos i Klosters oraz St. Moritz.
Niespodzianki na szlakach
Wielkim atutem Szwajcarii, kraju o największej liczbie czerotysięczników, są wyjątkowe krajobrazy. Poprowadzić pośród nich szlaki do wędrówek (nawet 70 tys. km, bo tyle jest ich latem w Szwajcarii) to niby żadna sztuka, ale często wiodą one przez odludne tereny i na dużych wysokościach. A jednak bezpieczeństwo i atrakcje – nie tylko krajobrazowe – są gwarantowane także zimą. Tych stworzonych przez człowieka a nie naturę szukajcie ich np. w okolicach St. Moritz, gdzie wytyczono Szlak Filozofów albo w okolicach Samnaun – tu, niedaleko wielkich terenów narciarskich znajduje się Szwajcarski Park Narodowy z bezlikiem propozycji na jednodniowe piesze wycieczki. A pośród nich trasami tematycznymi: Szlakiem Zwierząt, Szlakiem Cytatów i Aforyzmów, Szlakiem Górskiego Lasu, Szlakiem Roślin albo Szlakiem Baśni.
O Szwajcarii mówi się, że to kraj czekolady, sera i scyzoryków. Ci, którzy przyjadą tu zimą do tej listy dopiszą na pewno rakiety śnieżne. Można je bez problemu wypożyczyć w ośrodkach narciarskich, a kto nie czuje się zbyt pewnie w obcym terenie może skorzystać z ofert wędrówek z przewodnikami. Trasy wabią licznymi atrakcjami. Np. na finiszu Szlaku Przemytników w Champery w chatce szmuglera czeka miła, rozgrzewająca nalewka przy kominku, a z Zinal można dojść do wnętrza lodowca o tej samej nazwie. Z kolei w Engelbergu czy Zermatt można połączyć wycieczkę z noclegiem w igloo, gdzie nalewka przydaje się tym bardziej.
Ekstremalną odmianą takich wypraw są via ferraty, podczas których wyposażeni w sprzęt wspinaczkowy przedziera się po oblodzonych skalnych półkach, wiszących mostkach, zjeżdża się na tyrolkach i schodzi po drabinkach. Via ferraty znajdziecie w wielu miejscach, od Piz Trovat w pobliżu słynnego szczytu Diavolezza (3003 m) w okolicy St. Moritz przez uznawaną za najtrudniejszą w Leukerbad po Saas Fee w kantonie Wallis, gdzie na końcu z drabiny zawieszonej w powietrzu transportuje się turystów na linach na ziemię.
Wakacje z bąbelkami
Znakiem firmowym Szwajcarii jest również wellness. Do wód od XIX wieku ciągną tu turyści z całego świata. Kąpieliska termalne w Leukerbad, Ovronnaz, Saillon-les-Bains, Val d’Illiez i Brigerbad czy solankowe baseny Salina Maris w Breiten przypominają dzisiaj z wyglądu rzymskie łaźnie, a oferta dotycząca zabiegów wellness, fitness i zabiegów upiększających jest prawdziwie imperialna.
Stolica szwajcarskiego wellnessu to Leukerbad. Z okolicznych 65 źródeł wytryskuje codziennie 3,9 mln litrów wody termalnej o temperaturze 51°C. Tutejsze Burgerbad to największy kompleks alpejskich basenów termalnych w Europie z dziesięcioma zbiornikami. Ale niesamowitym pomysłem było zaaranżowanie term alpejskich w hotelu Lindner. Przybrały one formę tradycyjnej wioski z Wallis. Na powierzchni 300 m2 w drewnianych chatach mieszczą się sauny ziołowe, saunarium, sauny fińskie, parowe oraz pomieszczenia do wypoczynku.
Dzięki kompleksowi basenów termalnych Bogn Engiadina Scuol i pierwszym termom rzymsko-irlandzkim w Szwajcarii, Scuol zbudował swą sławę kurortu kojarzonego nie tylko z narciarstwem, ale też z wellnessem. Zaś tradycyjne ośrodki spa w Lavey-les-Bains i Yverdon-les-Bains, rozsławiły na cały świat wellnessowe kliniki zdrowia. Lenzerheide szczyci się kąpieliskiem termalnym Alvaneu. To centrum kąpielowe i wellnesowe ze źródłami siarkowymi.
Pomysłowość Szwajcarów dotycząca tego rodzaju relaksu jest zadziwiająca. W Engelbergu alpejska chata Gerschni zaprasza na kąpiel w serwatce, po której cera staje się jedwabiście miękka. A w Wienacht możecie zanurzyć się w czekoladzie. Choć to ostatnie w Szwajcarii nie powinno dziwić.