W Ameryce nie ma drugiego takiego metropolis. Większość mieszkańców – mimo półrocznego stałego zagrożenia huraganami – uważa się za szczęściarzy, którym dane żyć tak blisko kuszących południowoflorydzkich mokradeł, dżungli i magicznego archipelagu wysepek.
Aglomeracja Miami na trwale kojarzy się z najładniejszymi amerykańskimi wybrzeżami, pieszczonymi falami łagodnego przyboju i balsamicznym pasatem. W listopadzie, gdy jesienne chłody wyludniają wybrzeża na północy, w Miami zaczyna się prawdziwy sezon. Za dnia najniższa temperatura nie spada poniżej 25°, nocami – poniżej 20°C. Ciepłe przez okrągły rok dni i noce maksymalnie zbliżają South Miami Beach do wizerunku miasta, które nigdy nie kładzie się spać. Zatoka Biscayne (Biscayne Bay) – między Miami a barierą wysepek, na których stoi Miami Beach – to żeglarskie eldorado, gdzie w pierwotnym stanie pozostawiono dziesiątki wysepek. Brzegi obfitują w publiczne zieleńce, chronione przed zabudową hektary lasów i przestrzeni trawiastych. Osiedla, takie jak Coconut Grove czy Coral Gables, unaoczniają, dlaczego codziennie na Florydę przenosi się ok. 700 osób. Otoczone ogrodami domy usytuowane wzdłuż ocienionych drzewami bulwarów, atrakcyjna architektura gmachów publicznych i rozległych placów, podzwrotnikowe parki w sąsiedztwie lazurowych akwenów – wszystko to razem jest pięknym snem, któremu na imię Floryda.
Za najlepszą formę pobytu uważa się tę, która zaspokaja potrzeby zmysłów. Zatem koniecznie trzeba znaleźć czas na obcowanie z tym, co tu dumnie nazywa się „prawdziwą Florydą”: plażami, rafami i przybrzeżną dżunglą Biscayne Bay, wyśnioną dziczą Everglades – miejscem absolutnie wyjątkowym, gdzie w wynajętym czółnie dociera się do zakątków tak pierwotnych i cichych, że często słyszy się bicie własnego serca. Trzeba pozwolić podniebieniu rozkoszować się kuchnią Nowego Świata, dać się „porwać” ciepłemu Golfsztromowi i przemierzać boso piaski, które chrzęściły pod buciorami pierwszego Europejczyka, który wylądował na Florydzie – Juana Poncego de Leóna
Śródmieście (Downtown): Trudno go nie zauważyć, a jego panorama należy w USA do najładniejszych. Zwłaszcza po zmroku, gdy reflektory znaczą drapacze chmur smugami kolorowego światła. Oprócz wysokiej zabudowy biurowej i mieszkaniowej, uwagę zwracają Adrienne Arsht Center for the Performing Arts oraz Bayside Marketplace – popularny kompleks gastronomiczno-handlowy, przyległy do Biscayne Bay.
Coral Gables: Miejsce, gdzie klasyczne piękno i wspaniałość dawnej Hiszpanii przeplatają się z dynamizmem wielkiego amerykańskiego metropolis urządzonego w tropikach. Wśród niespełna 50 tysięcy mieszkańców są najzamożniejsi latynoscy emigranci. Ponad 140 wielonarodowych korporacji awansowało miasto na nieoficjalną stolicę latynoamerykańskiego biznesu w USA. Tu mieści się główny kampus prywatnego Uniwersytetu Miami.
Coconut Grove: „The Grove” jak się mówi w Miami, to jedna z najbardziej powabnych części aglomeracji – wysublimowana, wygodna, kulturalnie zróżnicowana, pogrążona w bujnej roślinności. Nieco ekscentryczne, artystyczne klimaty skłaniają do porównań z nowojorskim Greenwich Village i londyńskim Chelsea, co napawa dumą 20 tysięcy mieszkańców. Wiele z najlepszych adresów to kondominia wychodzące na Biscayne Bay – zatokę, na której zadrzewionym wybrzeżu znajdują się najwystawniejsze posiadłości południowej Florydy.
Nigdzie nie spotka się takich 5 km2, jak ta amerykańska riwiera. Olśniewający skrawek piasku i ogrzewane Golfsztromem lazurowe płycizny otoczone ok. 800 budynkami w stylu art déco i hotelami, z których część zdecydowanie należy do najluksusowszych w kraju. Zatrzęsienie nocnych klubów, których fotogeniczni bywalcy nocami brylują na parkietach, za dnia – przy stolikach kawiarnianych ogródków.
Dzięki stosunkowo niskim czynszom i stawce VAT na poziomie 6,5% większość towarów jest w Miami znacznie tańsza niż w Nowym Jorku lub Los Angeles. Po South Beach, Coconut Grove, Coral Gables i centrum Miami warto poruszać się pieszo, ponieważ po drodze można natknąć się na wiele ciekawych i oryginalnych sklepów i okazji.
Najnowszym trendem jest tworzenie luksusowych galerii handlowych na świeżym powietrzu. Są skupiskami butików najbardziej znanych marek z najwyższej półki w pięknej aranżacji. Są bardzo popularne wśród zamożnych Amerykanów, których kuszą Gucci, Bulgari, Prada i Vuitton.
Na Florida Keys łatwo przepłacić, zwłaszcza jeśli kupuje się odzież. Warto jednak zajrzeć do sklepów, które oferują coś bardziej oryginalnego niż wszechobecne stoiska z T-shirtami. Na Florida Keys robi się kostiumy kąpielowe, cygara, sandały i kosmetyki pielęgnacyjne. Warte uwagi są również obrazy, rzeźby i szkice lokalnych artystów, a także rarytasy takie jak naturalne perły (conch pearls).
Etniczne bogactwo Miami, miejsca, gdzie krzyżują się wpływy kubańskie – a szerzej karaibskie – i latynoamerykańskie, zaowocowało rewolucją kulinarną. Jej istotą jest przenikanie się smaków. Największym atutem surowcowe bogactwo Florydy. Tutejsi kucharze, po latach hołdowania kuchniom międzynarodowej i kalifornijskiej, w końcu docenili gastronomiczny potencjał tego, co rośnie na ich podwórkach.
Efektem są potrawy i dania pełne tropikalnych aromatów i intrygujących zestawień. Latynoamerykańskiemu tempu obsługi towarzyszą karaibskie inspiracje i nieograniczone sięganie po półprodukty. Solony dorsz, owoce tamaryndowca, gruszka, banany rajskie, morskie ślimaki, a nawet najostrzejsza ze znanych papryk – habanero, wszystkie są składnikami codziennej diety. Do tego dochodzą fantastyczne skarby rodzime: owoce morza z Atlantyku i Zatoki Meksykańskiej, kraby kamieniste (Menippe mercenaria), lucjany, sumy, żabie udka, aligatory, pomarańcze o czerwonym miąższu czy serca palm. Podzwrotnikowy klimat powoduje, że sezon upraw nigdy się nie kończy.
Poniżej zestawienie niektórych potraw kuchni florydzkiej, utożsamianej ze zdrowiem i świeżością.
Jednym z najważniejszych składników florydzkich potraw są świeże owoce. Im bardziej egzotyczne, tym lepiej. Wchodzą w skład sałatek, sosów (salsa, chutney) i surówek, są częścią deserów, Spotyka się je w wypiekach (chleb), lodach, musach, używa do produkcji mas, a nawet – po sfermentowaniu – do wyrobu wina. Limy (limety, zob. wyżej), kiwi (zob. wyżej) i kumkwaty to lepiej znane owoce ulubione przez pomysłowych kucharzy.