Czasem jest w niej coś ze stereotypu. Z samolotu podchodzącego wzdłuż barcelońskiego wybrzeża do lądowania wygląda oszałamiająco. Nawet zimą, gdy miasta położone w mniej przyjaznym klimacie trzęsą się z zimna pod śnieżną pierzyną, Barcelona kusząco się ściele w wiosennie słonecznej aurze, rozciągnięta wzdłuż plaż omywanych przez skrzące się Morze Śródziemne.
Łagodność klimatu to tylko jeden z klejnotów w prastarym, wciąż wzbogacanym miejskim skarbczyku. Współczesna sztuka, maniakalna architektura, wyborne jadło, kipiące nocne życie i dynamika jakby metropolitalna – to tylko niektóre z asów w barcelońskiej talii.
Gotycka dzielnica Barcelony nie jest wyłącznie niby muzealnym zbiorem starych gmachów. To jej serce obywatelskie i religijne. Barri tętni przejawami życia mieszkańców i osób tam pracujących. Plątaninę w większości średniowiecznych ulic wypełniają zarówno decydenci, jak i kolorowa rzesza zwykłych obywateli. Pokaźna liczba barów, restauracji, sklepów i biur podsyca panujący chaos długo w noc.
W tym miejscu świątynia znajdowała się od początku chrześcijaństwa. Pierwszy znany tutejszy biskup, Pretextat (ok. 343 r.), odprawiał mszę w kościele wzniesionym w IV wieku. W konsekracji następnego, romańskiego, uczestniczyli (1058 r.) hrabia Ramon Berenguer I z żoną Almodis. Był to jednocześnie akt potwierdzający władzę hrabiów Barcelony nad chrześcijańską Katalonią.
Na całej swej długości pięć razy zmienia nazwę, co sugeruje, że beznamiętne fasady hoteli przy najbardziej znanej barcelońskiej alei i jej barwny, uliczny teatr maskują znacznie więcej niż tylko odrobinę historii. Szeroki deptak (przy którym biegną wąskie, często zatłoczone jezdnie) wprost kipi wszelkimi przejawami życia. La Rambla zaczyna się w centrum, przy Plaça de Catalunya i biegnie na południowy wschód, do starego portu.
Jedno z najwcześniejszych arcydzieł Gaudiego stoi tuż przy La Rambli. Mecenasem został bogaty przemysłowiec Eusebi Güell i Bacigalupi (1846–1918), który zamówił gmach jako aneks do głównej siedziby przy La Rambli. W rezultacie powstał dziwaczny konglomerat, ponieważ projektant szukał inspiracji w dawnych stylach (zwłaszcza gotyckim i mauretańskim), które miały nadać świeżość secesyjnej próbie. By poznać trzewia tego tworu, trzeba koniecznie wziąć udział w oprowadzaniu.
Jak wspaniałe gotyckie katedry, które w jakiejś mierze były dlań inspiracją, kościół Sagrada Família znajduje się w budowie już od ponad stulecia. Mimo ciągłych przestojów olśniewająca budowla w stylu modernisme systematycznie, powoli wznosi się ku niebiosom, choć minęło ponad 80 lat od śmierci Antoniego Gaudiego – projektanta, który ją hołubił przez pierwsze kilkadziesiąt lat.
Każdemu, kto stanie u głównej bramy do parku Güell można wybaczyć wrażenie, że wylądował na planie disneyowskiej baśni. Dwa kamienne pawilony po obu stronach wejścia, z kutego żelaza wyglądają jak para chatek z piernika zwieńczonych szczodrze lodami, którym nadano najfantazyjniejsze kształty.
Jeśli nie liczyć nieco oddalonego od wybrzeża pasma wzniesień (z kulminacją na Tibidabo) odgradzającego miasto od lądowej części Katalonii – jest jedynym większym garbem, jaki ma Barcelona. W życiu mieszkańców zawsze odgrywało podwójną rolę. Po pierwsze było miejscem rekreacji i ucieczki od miejskiego zgiełku, po drugie – rozmaitych ceremonii (do dziś południowo-zachodni fragment wzniesienia zajmuje cmentarz).
Barcelona uważa się za stolicę hiszpańskiego wzornictwa podobnie jak Mediolan za stolicę włoskiej mody. Tu znaleźć można każdą placówkę handlową, jaka przyjdzie do głowy: od bazarów z rupieciami po salony z najszykowniejszą odzieżą, od sklepów z tradycyjnymi artykułami spożywczymi po rzemiosło afrykańskie.
Passeig de Gràcia od Plaça de Catalunya oraz Avinguda Diagonal właściwie aż do Plaça de la Reina Maria Cristina stanowią pokaźne skupisko znanych marek, zwłaszcza z dziedziny mody i wzornictwa, zarówno hiszpańskich, jak i obcych. Większość placówek przyjmuje płatności kartami kredytowymi.
Niestrudzony czarodziej kuchni Ferran Adrià wraz z kompanią wesołych, nieustraszonych kulinarnych eksperymentatorów (jak Sergi Arola, Carles Abellán i Santi Santamaria) sprawili, że Barcelona znalazła się w szpicy odnowicieli hiszpańskiej kuchni, która szturmem podbija świat. Przed nueva cocina española kapeluszy uchylają nawet Francuzi.
Katalońska kuchnia ma długie tradycje, uzasadniające poznanie jej tajników. Dodatkowo, w coraz bardziej międzynarodowej Barcelonie mnożą się lokale, oferujące każde jadło, od nepalskiego po japońskie. Już w XIII w. Katalończycy pisali książki kucharskie, poradniki winiarskie i traktujące o właściwych manierach przy stole. Najbardziej szacownym dziełem okazało się XV-wieczne Libre del Coc pióra Roberta de Noli; do dziś nie straciło wiele na aktualności.
Bazary barcelońskie zawsze opływały w dostatek. Grekom i Rzymianom zawdzięczały artykuły pierwszej potrzeby: zboże, oliwki (a zatem i oliwę), wino i solone ryby. Północnoafrykańscy muzułmanie wprowadzili oberżyny, karczochy, czerwoną paprykę i inne przyprawy. Można przypuszczać, że obecność na Półwyspie Iberyjskim ryżu i makaronów to także ich zasługa. Poszerzanie katalońskich wpływów handlowych od połowy XIII aż po XV w. otwierało nowe rynki, dając podniebieniom szanse na poznawanie smaków z całego Śródziemnomorza. Odkrycie Ameryk ponownie wzbogaciło zestaw kuchennych surowców o dotąd nieznane ziemniaki, pomidory czy kukurydzę. Wszystkie trafiły do katalońskiej tradycji.
Poza surowcami podstawowymi (zboża, oliwki i wino) inne katalońskie półprodukty wiążą się z uwarunkowaniami geograficznymi: wybrzeża to owoce morza, Pireneje i ich sąsiedztwo – mięsa, potrawy duszone i buliony. Katalończykom łatwo przychodzi łączenie jednego z drugim. Do kanonu nawet najskromniejszych katalońskich dań należy mar i muntanya – łączenie mięsa i owoców morza. Przykładem zaskakująco smaczne mandonguilles amb sípia (mięsne kulki i mątwy). Katalończycy także lubią łączyć owoce i orzechy z daniami mięsnymi bądź rybnymi. Ryby często przyrządza się z dodatkiem migdałów, proponuje się drób z brzoskwiniami albo śliwkami, a kaczkę z figami.
Ważną rolę pełnią sosy. Standardem są: allioli (wyciśnięty czosnek i oliwa z oliwek, wszystko razem podobne jest do majonezu), często proponowany do ryżu, klusek czy mięs, romesco (migdały, pomidory, czosnek, ocet i oliwa z oliwek; wykorzystywany też do sałatek), sofregit (połączenie smażonej cebuli, pomidorów i czosnku) czy samfaina (zasadniczo sofregit z dodatkiem bakłażanów i czerwonej papryki).
Ekscytują też inne kulinarne obyczaje. Katalończycy uwielbiają swe kiełbaski (botifarra) i grzyby (bolets). Jesienią szczególnie poszukiwane są smakowite rovellons. Noc poprzedzająca Wszystkich Świętych to dla niektórych Halloween, w Barcelonie zaś castanyada – wieczór pieczenia kasztanów. Wiosną myszkujący po podbarcelońskich wsiach mogą wziąć udział w calçotada – katalońskiej wersji pieczenia na rożnie. Calçots to wiosenna, nieco już wyrośnięta cebulka, bardzo smaczna po zgrillowaniu i umoczeniu w sosie romesco.
W zestawie standardowych przystawek są trzy „e”: escalivada, esqueixada i escudella. Pierwsza to połączenie czerwonych papryk (ukochanych przez Barcelonę), bakłażanów z pomidorami: zgrillowanymi, oskórkowanymi i schłodzonymi; wszystko podaje się z oliwą z oliwek i dodatkiem czosnku. Esqueixada to paski solonego dorsza (bacallà), przybrane pomidorami, czerwoną papryką , cebulą, oliwkami i fasolą, podlane oliwą z oliwek i octem. Escudella to ryż albo kluski, fasola i inne jarzyny podlewane sosem pozostałym po gotowaniu mięs i kiełbas; czasem dorzuca się kawałki mięsa lub kiełbasy. W niektórych lokalach na drugie danie proponuje się carn d’olla – mięso z kociołka, to samo, z którego sos użyto w escudelli.
Dania podstawowe to niebywała rozmaitość. Mało kto nie słyszał o paelli – specjale z Walencji, tymczasem w Katalonii można skosztować wielu dań opartych na ryżu (arròs), często z tylko z owocami morza lub w połączeniu z mięsem. Alternatywnie w potrawach tych ryż zastępuje się długim makaronem (fideus) – zestawy takie zwą się fideuà. Jedna z wersji jest czarna – wynik wykorzystania czernidła mątwy. Pod dostatkiem jest wołowiny i jagnięciny, podobnie jak drobiu i dziczyzny. Wprawdzie Morze Śródziemne gwałtownie wyzbywa się ryb (przełowienie), ale dzięki importowi barcelońskie targowiska nie świecą pustkami.
Słabą stroną Katalonii są desery. Wyjątkiem może crema catalana – chrupkie ciasto budyniowe. Niezłe są: mel i mató (miód ze świeżym serkiem śmietankowym) i music (suszone owoce i orzechy podawane z muszkatelem), ale zwykle przegrywają z pijama – brzoskwiniami z puszki z dodatkiem flan (kremu karmelowego), wanilii, lodów truskawkowych, bitej śmietany i niekiedy czekoladowej posypki.
Wszystko, o czym wyżej można zechcieć popić czymś wyśmienitym. Katalonia doczekała się 12 winiarskich DO (denominación de origen). Zwane niekiedy apelacjami, gwarantują odpowiednią jakość i przestrzegania dozwolonych reguł mieszania szczepów i procesów fermentacji.
Na lądowym zapleczu Barcelony leży Penedès – najważniejszy region winiarski autonomii. Stamtąd pochodzi 90% cava – hiszpańskiego wina musującego. Większość ze znanych winiarni, jak „Codorníu” czy „Freixenet”; ale wcale nie gorsi są mniejsi producenci, m.in. „Nadal”, „Canals Canals” i „Mas Tinell”. W regionie obecna jest też firma „Miguel Torres” – czołowy hiszpański wytwórca trunków niegazowanych. Godne uwagi są białe wina z Raïmat i czerwone z okolic Lleidy w zachodniej Katalonii. Jako drugi w Hiszpanii (po Rioja), kataloński Priorat dochrapał się statusu DOC (denominación de origen calificada), najwyższego. Leży na zapleczu Tarragony, a słynie z mocnych win czerwonych.